kwi 13 2020

Dżuma


Komentarze: 0

Cześć!

Święta Wielkiej Nocy, więc automatycznie czasu pojawia się więcej, zatem jest kiedy usiąść i skrobnąć coś na stronę. Poza tym, już od kilku, być może kilkunastu dni chodzą za mną niektóre rzeczy, którymi chciałbym się z Tobą mój Czytelniku podzielić. Postanowiłem, że pojawiające się wpisy będą odpowiadały kolejności pojawiających się w mojej głowie spraw, pytań, myśli.

Dzisiejszy wpis jest dosyć sugestywny, bo chciałbym nawiązać w pewnym sensie do aktualnej sytuacji związanej ze światową pandemią. Swoją drogą, poprzednie tego typu zdarzenie sprzed circa 100 – lat to właśnie tytułowa grypa hiszpanka, zwana potocznie dżumą. Ale to tak nawiasem mówiąc. Kompletnie nie to zaprząta mi głowę. Mamy kompletnie inne realia, raczej mało prawdopodobne, żeby w samej Europie było udokumentowanych kilkanaście milionów zgonów (na całe szczęście).

Poza typowo przyziemnym myśleniem o tym w jaki sposób przejdą przez tę całą sytuację osoby dla mnie bliskie (poprzez taki, czy inny rodzaj relacji, to nie ma w tej chwili najmniejszego znaczenia), zastanawiam się, jakie wnioski możesz wyciągnąć zarówno Ty jak i ja z całego zamieszania.

Już od jakiegoś czasu oglądam (bardziej słucham, jako że jestem przedstawicielem nielicznej grupy tzw. „słuchowców”) kanał na YouTube „Langusta na palmie”. Tak, wiem kryptoreklama, ale ten „blog” ma tak ogromne zasięgi, że nikomu ta informacja nie przyniesie korzyści, ani nieprzyjemności. Stąd, z czystym sercem mogę takie rzeczy robić i pewnie jeszcze nie jeden raz kogoś/coś w ten sposób „zareklamuję” J

Wracając do samego kanału YouTube-owego, jakiś czas temu podczas słuchania jednego z vlogów (Chyba dobrze to napisałem? Word podkreśla mi tego typu sformułowania :-P) dotyczącego #zostańwdomu usłyszałem kilka zdań, które tak głęboko utkwiły mi w sercu, że po kilkunastu dniach rozmyślań, postanowiłem podzielić się nimi z Tobą.

Oczywiście nie zacytuję tego, co powiedział ks. Szustak, ale postaram się to streścić, żebyś miał i Ty Czytelniku źródło mojego myślenia. O. Szustak stwierdził, że globalna pandemia nie jest karą zrzuconą na ludzkość przez Boga, co sugerują niektóre media, co sugerują niektórzy księża. Odniósł się wprost do katechizmu, uargumentował, wydaje mi się to mieć ręce i nogi, dodatkowo sam odnoszę takie wrażenie, czytając od czasu do czasu Biblię. Nie robię tego może jakoś bardzo często, bo o wiele więcej innych tekstów mnie wciąga, ale od czasu do czasu sięgam i po tę lekturę z wielką przyjemnością. Lubię to pobudzenie do myślenia.

Równocześnie, podjął kwestię, która pobudziła kilka z moich komóreczek w mózgu do intensywnego myślenia. Ta cała sytuacja (jak wszystko w naszym życiu) zdarzyła się po coś. Pandemia może być świetną próbą dla nas samych. I tutaj oczywiście ksiądz (co naturalne, bo do czego miałby odnosić się ksiądz) mówił o próbie wiary. Czy to, że chodzimy do kościoła co niedzielę nie jest tylko jakimś rytuałem, czymś na zasadzie pamięci ruchowej, którą wyrabiamy sobie podczas ćwiczeń, biegania, uprawiania jakichkolwiek sportów. Zatem, jeśli pandemia
i związane z nią ograniczenia może być traktowana jak próba wiary dla osób wierzących (nie chcę ani tego negować, ani wychwalać. Każdy ma prawo do swoich poglądów. Akceptuję czyjeś spojrzenie na takie zdarzenia.), to czy nie można tego przenieść na inne dziedziny naszego życia? Po naprawdę wielu godzinach przemyśleń z cyklu: „Przemyślenia machającego siekierą i piszącego artykuł Kuby” stwierdziłem, że zdecydowanie powinienem to zrobić.

Teza postawiona przez o. Szustaka jest o wiele bardziej uniwersalna, niż nam wszystkim się wydaje. Ok, wprawiony kaznodzieja/retor radzi sobie w takich kwestiach jak ja przy wyliczaniu prądów rozrywających. Ok, chyba o. Szustak jest lepszym mówcą, niż ja numerykiem J

Wracając jednak do celu dzisiejszego wpisu (strasznie łatwo dzisiaj wpadam w kolejne dygresje), zacząłem się zastanawiać, czy ograniczenia związane z pandemią nie są w pewnym stopniu weryfikacją tego, czy jesteśmy uczciwi w tym co robimy oraz czy nadajemy się do tego, co robimy na co dzień. Kwestii wiary nie będę poruszał, chociaż początkowo miałem taki zamiar. Tylko musiałbym chyba za bardzo wejść tutaj w ocenę innych osób, a skoro staram się unikać tego od początku istnienia tej strony, to będę się tego trzymać. To, na ile wychodzi mi to pozostawiam Tobie do oceny drogi Czytelniku.

Zatem, jak mam to w zwyczaju, zacznę od siebie i na sobie skończę. Może w ten sposób Ciebie sprowokuję do zastanowienia się nad tym co robisz, czy jesteś z siebie zadowolony, czy może czas pomyśleć o czymś nowym?

Praca

Na co dzień pracuję naukowo (Dobra, staram się. Pracują lepsi :P) i moimi podstawowymi obowiązkami jest zrobienie doktoratu w zakresie budownictwa wodnego (wg nowych zasad z inżynierii lądowej i transportu, ale to szczegół), jak również publikowanie artykułów związanych z tą dyscypliną. Jak mi to wychodzi w czasie normalnej pracy, a jak w czasach kwarantanny, kiedy pracuję zdalnie z domu?

No właśnie, kiedy zaczynałem w sposób ciągły pracować zdalnie miałem mieszane uczucia, bałem się, że pierwszy lepszy bodziec oderwie mnie od pracy i będę się obijał. Po dwóch tygodniach takiej pracy (zacząłem tydzień przed zaleceniami Ministra) zauważyłem, że moja produktywność i efektywność wystrzeliła jak z rakiety. W jaki sposób – pewnie zastanawiasz się mój Drogi? Odpowiedź jest trywialna. Od trzech miesięcy Szef suszył mi głowę, że skoro mam świetny materiał na artykuł, wypadałoby to zebrać, przyłożyć się do opisania tej całej chorej matematyki i wysłać do jakiegoś sensownego pisma. Wprawdzie pismo, które wybrałem jest tak sobie szacowne, tym niemniej to akurat potrzeba chwili, związana ze zbliżającą się oceną pracy. Co ciekawe, artykuł, którego nie mogłem spokojnie usiąść i napisać przez trzy miesiące, napisałem w tydzień. Jak skończyłem, sam usiadłem, podrapałem się po głowie i w pierwszej chwili sam nie do końca w to wierzyłem. Ale fakty są w tym przypadku „nieubłagane” J

Rodzina

Moje uczucia związane z tym poletkiem są mieszane. Wprawdzie, poświęcam Rodzicom i mojemu Rodzeństwu sporo czasu. Właściwie, nie pamiętam kiedy ostatnio tak było. Przy czym, moja Rodzina bynajmniej nie kończy się tylko na domownikach miejsca w którym się wychowałem. No i już tutaj nie jest tak wesoło. Innym moim bliskim nie poświęcam czasu. Rozumiem, jest zalecenie #zostańwdomu, ale czasami mam wyrzuty sumienia, czy jestem dobrym wnukiem, dobrym kuzynem, dobrym siostrzeńcem i kilka innych określeń jeszcze mogłoby wjechać.

Czy to mnie boli? Wiadomo, że tak. Tylko, z drugiej strony, zastanawiam się czasami, co byłoby lepsze…

Czy lepsze jest dawanie komuś (i sobie, ale przede wszystkim komuś) chwili, odrobiny radości i odwiedzenie kogoś, czy lepsze jest pozostanie w domu, w miejscu, gdzie choćbym szczerze i nie wiadomo jak bardzo jak chciał, nie mam możliwości zarażenia się szalejącym na świecie wirusem. Od dłuższego czasu powtarzam sobie, że lepszy jest zdrowy rozsądek i pozostawanie w domu.

Tylko pozostaje pytanie, dlaczego mam przez tyle czasu wyrzuty sumienia, że nie odwiedzam bliskich? Czy to nie jest tak, że tylko się usprawiedliwiam? A może postępuję słusznie? Cóż, odpowiedzi na te pytania poznam za jakiś czas. A może nigdy? Czas pokaże

Człowieczeństwo

Z zatytułowaniem tej części miałem ogromny problem. Nie do końca wiedziałem co będzie bardziej adekwatne. Dlatego pomyślałem, że to dobry moment, żeby zatrzymać się i pomyśleć jakim jestem człowiekiem. Podsumować, przeanalizować pewien etap mojego życia. Może to nie jest jakiś długi etap, bo zaledwie 27 – letni, ale jeśli zastanawiasz się nad sobą częściej, to łatwiej w późniejszych etapach unikać popełnianych dotychczas błędów. Przynajmniej takie mam wrażenie.

Wracając jednak do samej ostatniej części mojego dzisiejszego zastanawiania się nad sobą, widzę sporo jasnych i sporo ciemniejszych stron swojego życia. Zatem, jakim jestem człowiekiem?

Niektórzy powiedzą, że dobrym. No bo jak można określić kogoś, kto nie odmawia pomocy drugiemu człowiekowi, który tego potrzebuje? Jak określić kogoś, kto po godzinach, charytatywnie prowadzi zajęcia, pomaga innym tłumacząc to matematykę, to poszczególne działy fizyki, albo stara się zaciekawiać otaczającym światem dzieci i młodzież?

Brzmi jak autolaudacja, łechtanie własnego ego. Czy aby na pewno?

Można powiedzieć, dobrze Kuba, fajne rzeczy robisz, ale ten medal na pewno ma również rewers. Jakie są koszty tego, co robisz? Tego, że czasami chcesz szczerze komuś pomóc?
Na pewno są też ciemne strony Twojej działalności.

Ano są, cena jaką przyszło mi zapłacić (właściwie niejednokrotnie) za podążanie za własnymi ideałami bywała relatywnie wysoka. Czy warto zawsze dawać komuś drugą, trzecią szansę? Drugą – owszem. Trzecią? Mam mieszane uczucia. Tutaj zaczepiam o zbytnią wiarę w to, że ludzie wyciągają wnioski z popełnionych czynów. Do tego odniosę się w jednym z kolejnych rozważań. Tylko musi chyba we mnie jeszcze odrobinę dojrzeć to, co zawrę w następnych wypocinach. Perspektywa czasowa całego kontekstu już jest spora. Jeszcze niewystarczająca, ale już niedługo.

 

Zbierając zatem wszystko w jedną całość, uważam, że to co robię jest czymś, w co naprawdę wierzę, jest czymś do czego mam przekonanie. Pytanie, czy słusznie? Pytanie, czy moje przekonania do pewnych czynów są odpowiednie, czy zostawiłem w dłoni odpowiednie cukierki, a czy wypuściłem te, które powinienem, te mniej smaczne, te których nie lubię?

Nie mam przekonania. Coraz częściej mam wrażenie, że sprawy w moim życiu, które wypuściłem były dla mnie o wiele ważniejsze, że niektóre z tych rzeczy o wiele bardziej lubiłem, niż to co mi pozostało. Czy jest sensowne działanie? Nie żartujmy sobie. Kompletna głupota.

Może ta cała sytuacja jest dobrym polem do pozamykania rozpoczętych spraw, projektów. Może czas zarzucić to co ciągnę, bo już rozpocząłem, ale jakby spojrzeć gruntownie, to nie jest mi to ani do życia, ani do szczęścia, ani do samospełnienia potrzebne. Może o. Szustak ma rację i należy dokonać biblijnego odsiania ziaren od plew?

Dlaczego zatem sam wpis zatytułowałem „Dżuma”? Poprzednia epidemia (takie są szacunki) trwała przez dwa lata. I tutaj podobnie. Ta czystka, zagrożenie dla życia milionów istnień sprzed 100 – lat też mógł być pewnym polem do zatrzymania się, przystanięcia i zastanowienia się nad swoimi poczynaniami. Tutaj przyszedł mi pomysł na jeszcze jeden wpis. Tym razem to bardziej teoria (hipoteza?) matematyczna, ale do tego potrzebuję jeszcze przysiąść, policzyć, wyprowadzić sobie to na kartce i zauważenie ewentualnej zależności.

Mam nadzieję drogi Czytelniku, że nie zasnąłeś, a jednak dotarłeś do tego fragmentu. Jeśli tak, to bardzo mi miło z tego powodu. Jeszcze milej, jeśli udało mi się skłonić Ciebie do zastanowienia się nad samym sobą. A jeżeli robisz to zdecydowanie częściej, to niesamowicie cieszy mnie to. Dzięki takim ludziom (takie mam wrażenie) świat byłby lepszy…

J.

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz