gru 02 2020

Po prostu walcz!


Komentarze: 0

 

 

Droga Czytelniczko,

 

Poprzednio umieszczone tutaj przemyślenia miały być ostatnimi, które rozpoczynam w ten sposób, tym niemniej powody, dla których to piszę są sprowokowane wprost przez kobiety.

 

Oczywiście, nie mam tutaj na myśli jakiegoś ataku na którąkolwiek z Was. Po prostu można powiedzieć, że stałyście się swego rodzaju Muzami, inspiracją J

 

Zakładając tę stronę, założyłem, że co do zasady nie będę komentował bieżących wydarzeń, ponieważ w lwiej części wiążą się z (tfu, przepraszam za bluzg) polityką. Jakkolwiek nie patrzeć, ta część otaczającej nas rzeczywistości w swej naturze jest brudna i zakłamana. Niestety (albo i stety) strasznie mnie to obrzydza i odpycha, tym niemniej, wydarzenia wczorajszego popołudnia skłoniły mnie do popełnienia tego wpisu. W pierwotnym zamyśle, już praktycznie gotowy wpis poszedł do szuflady i ukaże się zapewne niebawem.

 

Wracając jednak do głównej myśli, która mną kierowała.

 

Wczorajszego wieczoru obejrzałem film z 2016 – roku „Nominacja” z Kerry Washington (główna bohaterka – Anita Hill). Pozwolę sobie z lekka nakreślić sprawę, żeby było wiadomo do czego się odnoszę. Dla zainteresowanych, szersze informacje odnośnie do tego filmu znajdziecie tutaj:

 

https://www.filmweb.pl/film/Nominacja-2016-752063

 

Film dotyczy sprawy z początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia mającej miejsce w USA. W amerykańskim systemie sprawiedliwości, jeden z sędziów sądu najwyższego rezygnuje z pełnionej funkcji ze względu na wiek i stan zdrowia. Ówczesny Prezydent USA (George H. W. Bush – tzw. Bush senior) nominuje swojego znajomego jako sędziego w miejsce rezygnującego i zaczyna się cała przewidziana
w prawie procedura. Wiadomo, to są sprawy ważne, następują przesłuchania publiczne w Kongresie i jak to zwykle bywa, wychodzą na światło dzienne niewygodne fakty
(a być może oszczerstwa – obejrzyj, a sama się przekonasz) z życia sędziego Clarence Thomasa (Wendell Price). Sprawa, która powinna być prosta, relatywnie szybka
i oczywista (w gruncie rzeczy nawet przyjemna) zaczyna się gmatwać. Sędzia zostaje posądzony o molestowanie seksualne przez prof. Hill.

 

Jak to zwykle bywa, społeczeństwo jest podzielone. Połowa jest za Pokrzywdzoną, połowa trzyma stronę Oprawcy. Myślę, że w każdym w miarę normalnym kraju może to wyglądać podobnie.

 

Sprawa wydaje się być nierozstrzygnięta, pomimo początkowo zażartej walki, której celem wydaje się nie być zemsta, a jedynie dowiedzenie prawdy przez Pokrzywdzoną. Uważam taką postawę, za mimo wszystko szlachetną. Ale w moich oczach cała ta sprawa ma dużo głębszy wymiar, niż tylko osobiste porachunki. Już spieszę z wyjaśnieniami.

 

Żyjemy w świecie, w którym (strasznie mnie boli, że nadal tak wygląda rzeczywistość, ale i do tego się odniosę) kobiety są często traktowane przedmiotowo. I kompletnie pomijam tutaj kwestię rasy, religii poglądów (tfu) politycznych, czy orientacji seksualnej. Niestety, przez wieki utarło się, że światem rządzą mężczyźni. Przyjrzyjmy się temu jak wyglądają struktury rządowe i parlamentarne chociażby w naszym kraju. Ilu mamy ministrów – kobiety (przepraszam, słowo „ministra” wydaje mi się przegięciem. Jak dla mnie słowo „minister” jest pojęciem zwyczajnie bezpłciowym i bezosobowym)? I o ile jestem w stanie zrozumieć, że sytuacja ma miejsce w przypadku ugrupowań, które nie kryją się ze swoim szowinizmem. Nie zgadzam się z tym, nie podoba mi się to, ale jeśli sprawa stawiana jest wprost? Mimo wszystko szanuję takie postępowanie, nie potępiam go, gdyż ta grupa społeczna stawia sprawę jasno i uczciwie od samego początku: Kobieto, Twoje miejsce jest przy garach w kuchni, a żeby nie kusiło Cię, to przypnę do Twojej nogi łańcuch, żebyś za daleko nie odeszła. Chłop jest od zarabiania i noszenia portek.

 

Mam poczucie absurdu pisząc powyższe zdanie, ale nie odmawiam takim osobom prawa do takich poglądów, pomimo wewnętrznej niezgodności z takim postępowaniem. Jednocześnie, nie mam pretensji do takich ludzi. Po prostu ich nie popieram, nie głosuję na nich, robię to co może zrobić w takiej sytuacji wyborca. Szukam kogoś, kto fundamentalne sprawy w moich oczach popiera, a takim ludziom daję czerwoną kartkę, nie głosując na nich. Nie po drodze mi z Wami, ale mimo wszystko na świecie i dla Was jest miejsce.

 

Jednak nie zgadzam się z uprawianym przez wielu (i to w tym filmie też jest widoczne) zwyczajnym kurestwem. Wiem, ciężkie słowa, ale jak niejednokrotnie to podkreślam, wulgaryzmy są elementem języka, który po coś został stworzony. I jeśli w normalnej rozmowie, żeby podkreślić poziom istotności używa się takich zwrotów, jeśli ta część języka nie jest nadużywana, to dlaczego w takich momentach jej nie wykorzystać? Ot, słowo jak każde inne. Znajduje się w słowniku języka polskiego.

 

Wracając jednak do obrzydlistwa, uprawianego przez wielu. Przyjrzyjmy się ugrupowaniom idącym do jednego, czy drugiego parlamentu z hasłami na sztandarach, niczym sufrażystki. Emancypacja kobiet, równouprawnienie. I teraz zastanówmy się, jaki procentowy udział obojga płci powinien być w parlamencie ze strony takiego ugrupowania? Na mój zdrowy, chłopski rozum fizyka: 50/50. Oczywiście, nie zawsze da się to idealnie osiągnąć, bo wystarczy nieparzysta liczba mandatów i klops. Ale też nie czepiajmy się. Niech to będzie 55/45, czy nawet 60/40 w którąkolwiek ze stron. Różnicy praktycznie brak, a przy tym pierwsza, zasadnicza obietnica już jest spełniona.

 

I tutaj pojawia się kwestia zasadnicza. Czy tak jest w rzeczywistości?

 

Moim zdaniem niespecjalnie, ale proponuję sprawdzić samemu. W końcu mogę uprawiać obrzydliwą demagogię, ewentualnie mogłem kropnąć się w liczeniu :P

 

https://www.sejm.gov.pl/sejm8.nsf/poslowie.xsp?type=P

 

Przejdźmy jednak do wydarzeń bieżących. Od kilku miesięcy (dwóch? Dobrze pamiętam?) przez Polskę przewija się fala protestów, ze względu na próby gmerania przy obecnym „kompromisie aborcyjnym”. Celowo nie piszę tego określenia wprost, ze względu na rzeczywistość, w której już na poziomie podstawowym lekarze (oczywiście nie wszyscy) go przestrzegają. No bo jak to powinno wyglądać? Przynajmniej w mojej głowie.

 

Podobne zdanie mam o wielu osobach z Parlamentu przebijających się w tłumie, ewentualnie pojawiających się na konferencjach prasowych w maseczkach z błyskawicą. To co robią jest wspomnianym już kurestwem w najczystszej postaci. Przecież Oni robią to tylko dlatego, że widzą swój interes w tym. Chcą być zapamiętani, jako wspierający strajk, a tak naprawdę mają głęboko w nosie, czy prawo ludzi do decydowania o sobie będzie zachowane czy też nie. Proponuję śledzić ich głosowania nad projektami ustaw kolanem przepychanymi przez sejm. Swoją drogą, ustalanie prawa w ten sposób samo w sobie już jest absurdalne.

 

Jeśli okazuje się, że istnieje duże ryzyko, że dziecko, które mama nosi pod sercem jest na tyle chore, że będzie roślinką (strasznie płakać mi się chce jak tylko o tym pomyślę), lekarz natychmiast powinien o tym poinformować, jak tylko zostanie to wykryte. Nic o nas bez nas, a przede wszystkim lekarz powinien swoje obowiązki wypełniać sumiennie (jak w przypadku każdego innego zawodu), a przede wszystkim transparentnie. Przede wszystkim względem pacjenta, w końcu to jego dotyczy.

 

A jaka jest rzeczywistość? Niech każdy odpowie na to pytanie już we własnym sumieniu.

 

Nie zrozumcie mnie źle. Nie uważam, że jeśli istnieje taka konieczność, potrzeba, wola…

 

Nawet nie do końca wiem jak to precyzyjnie określić, ale myślę, że doskonale rozumiesz co mam na myśli.

 

Jeśli lekarz zostaje poproszony do wykonania zabiegu aborcji, nie musi go wykonywać. Lekarz jak każdy z nas jest człowiekiem. Nie może być takiej sytuacji, że zmuszamy kogoś do czegoś, z czym potem taki człowiek nie będzie w stanie z tym żyć. Ale w normalnej rzeczywistości, lekarz wskazuje (nie okłamujmy się, oni doskonale znają się nawzajem. Tak jest w każdym środowisku. Też znam sporo hydrotechników i wiem, kto jest lepszym, kto ma mniejsze zdolności, umiejętności i wiedzę) kogoś, kto takie zabiegi przeprowadza i jest w stanie dalej żyć z tą świadomością.

 

Osobiście, nie popieram aborcji jako takiej. Nie wyobrażam sobie, nawet (tak jak obecnie), że z moją żoną spodziewamy się dziecka i nagle trach: nie będzie dziecka. Nie byłem w takiej sytuacji i pojęcia nie mam jakbym się zachował. Na teraz: kompletnie przerosłoby mnie to.

 

Ale to nie oznacza, że mój pogląd na świat jest jedynym słusznym. Na Boga miłego. Nie bawmy się w osądzanie innych. W imię czego X, czy Y ma czuć się lepszy i bardziej moralny od drugiego człowieka? Nie przyszło Ci ośle do głowy, że możesz nie mieć racji? I co teraz? Coś sobie ubzdurałeś i teraz wszyscy tak mają robić, bo tego chcesz?

 

Chyba nie tędy droga, co? Jakim prawem chcesz być sumieniem jakiegokolwiek człowieka?

 

Wracając jednak do sedna sprawy. Bardzo istotne tutaj jest zakończenie filmu. Główna bohaterka dostała całe stosy listów od różnych osób z całego kraju, w których była popierana, listów w których przede wszystkim była wyrażana wdzięczność. Postawa prof. Hill była zaczątkiem przemian w USA w tej kwestii. Bardzo znamienne jest to, co już pojawiało się przy okazji napisów końcowych. W następnych wyborach do senatu dotychczas zdominowanego przez mężczyzn, dostało się rekordowo dużo kobiet.

 

Co więcej, całe to zamieszanie, które na pozór nie wyszło żadnej ze stron na dobre i na pozór nic z tego ani dobrego, ani złego nie wyniknęło, sprawiło że kobiety przestały milczeć. Liczba zgłoszeń związanych z molestowaniem seksualnym wzrosła w następnym roku (t.j. 1992) dwukrotnie. Oczywiście, zapewne część z nich była niesłuszna
i też nie sądzę, żeby każdy mężczyzna, którego spotkasz na ulicy jest potencjalnym zwyrodnialcem. Zachowajmy mimo wszystko zdrowy rozsądek.

 

Jak zatem widzę to w przypadku obecnej sytuacji toczącej się w Polsce?

 

Drogie Panie…

 

Walczcie! Po prostu walczcie o swoje prawa. Zarówno jeśli chodzi o aborcję, jak również jeśli chcecie, mieć możliwość pożegnania się z dzieckiem, które wiecie, że i tak nie przeżyje. Walczcie o możliwość decydowania o swoim losie, bo paranoidalnym jest to, że ktoś myśli iż wie lepiej od każdej z Was razem i z osobna, co dla Was lepsze.

 

Podobnie jest z równouprawnieniem w parlamencie. Jeśli uważacie, że to istotne dla Was, to rozliczcie przy urnie za 3 lata (chyba następne wybory są w 2023) obecnych parlamentarzystów z ich słów i obietnic. Pamiętajcie przy tym o jednym. Nie jest wymówką to, że nie są przy władzy. Nie każda z obietnic, czy sztandarowych postulatów jest uzależniony od tego, czy jakaś grupa jest przy władzy, czy też nie.

 

Tak samo jest z obecnie rządzącą opcją. Jeśli nie zgadzasz się z nimi, jeśli wkurzają Cię, to nie idź po najmniejszej linii oporu, nie daj sobie zamydlić oczu jedną, czy drugą obietnicą. Pamiętaj, nikt (bez znaczenia, kto jest przy władzy) niczego Tobie nie da. Każdy program socjalny nie bierze się z kieszeni/konta opcji X, czy Y. Oni robią to
z Twoich podatków. Najpierw to Ty musisz zapracować na coś, żeby państwo mogło pobrać obowiązkową daninę i przeznaczyć to na cokolwiek. Nawet jeśli uznają, że będą tymi pieniędzmi palić w piecach, zamiast węgla, a Ty to akceptujesz, to pamiętaj, że to są Twoje pieniądze.

 

Ani Premier, ani Prezydent, ani jeden, czy drugi poseł nie dają Tobie niczego od siebie. Oni dysponują Twoimi pieniędzmi, przesuwają je tam, gdzie uznają, że jest taka potrzeba. I to, czy do wyborów jeszcze są 3 lata, czy nie, nie oznacza, że masz zapominać to, co miało miejsce w którymkolwiek momencie kolejnych kadencji parlamentu. Jeśli ich popierasz, to wyraź to ponownie. Z kolei, jeśli się z czymś nie zgadzasz, to masz tylko jedną możliwość działania. Realnego działania. Urna wyborcza. To Twój jedyny skuteczny sposób komunikacji z parlamentem. Nie strajki, nie transparenty, choćby
i najzabawniejsze.

 

Z kolei, jeśli uważasz, że na transparencie chcesz wyrazić swoją dezaprobatę, to zrób to wprost. Jeśli cisną Ci się na usta słowa wulgarne, to miej odwagę je tam umieścić. Jeśli nie, to ich nie używaj. Ale zrób to wprost. Tych symbolicznych 8 gwiazdek…

 

Jeśli to masz na myśli, to napisz wprost „jebać PiS”. Jeśli inaczej wyrażasz swoją dezaprobatę, to zwyczajnie ją wyraź. Jeśli popierasz jakąś opcję, to też to zamanifestuj. Ale niech świat, w którym żyjemy będzie jasny i klarowny.

 

Tyle ode mnie. Mam nadzieję, że nie zasnęłaś Droga Czytelniczko przy tym tekście :-)

Dobrego dnia!

J.

 

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz