Pytanie
Komentarze: 0
Drogi Teofilu Czytelniku,
Dzisiaj dalszy ciąg tego, co od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie. Od kilku dni zadaję sobie pewne pytanie, na które codziennie odpowiadam. Co ciekawe, każdego dnia odpowiedź odrobinę różni się od odpowiedzi sprzed dnia wcześniej. Dlaczego?
Hmmm…
Pytanie jest w swojej istocie trywialne, ale równocześnie odpowiedź jest trudnią i nieoczywista.
Pytanie pochodzi z filmu „Tajemnice Joan”, gdzie zostało ono postawione tytułowej Joan (Judi Dench). Tytułowa postać (swoją drogą bardzo ciekawa, złożona postać) nie potrafiła odpowiedzieć w momencie postawienia pytania. Właściwie przez to, że je usłyszałem, musiałem film obejrzeć ponownie, bo do końca wieczoru nie mogłem się go pozbyć z głowy. Przez resztę wieczoru i kilkanaście (kilkadziesiąt?) następnych dni próbowałem sobie odpowiedzieć na to pytanie i nie potrafiłem niczego ciekawego wymyśleć.
Dobrze, krążę dookoła, a nie wiadomo co jest gwoździem programu. Pytanie brzmi: „Jeśli jutro byłby koniec świata, to kogo ocaliłabyś Joan?”. Autor pytania odpowiedział gładko: osoby popierające (tak jak właśnie ten bohater) socjalizm. Joan poczuła się zakłopotana, bo była w takim momencie swojego życia, że raczej miotała się, niż szła (jako człowiek) w konkretną stronę.
Ja, jako Kuba, osoba kilka lat starsza niż tytułowa bohaterka, którą prędzej określiłbym jako podlotkę, niż jako kobietę w pełnym tego słowa znaczeniu (w momencie postawienia tej kwestii oczywiście) również miałem spore trudności z odpowiedzeniem sobie na to pytanie. Podobnie jak Joan. Różnica jest taka (tak wiem, że to fabuła filmu i też wiem że w jakiś sposób należy gospodarować 90 – minutami antenowymi), że głównej bohaterce odpowiedź zajęła kilka lat, mnie odrobinę mniej czasu J
Czas, pojęcie względne. Dużo, mało, odrobinę? Nic konkretnego. Gdyby przyjrzeć się temu głębiej, to nie ma najmniejszego znaczenia. Mądrość ludowa mówi, że „lepiej późno niż wcale” z czym się zgadzam. Lepiej się zreflektować po czasie, niż tkwić we własnej głupocie do końca życia. Może się mylę. Może lepiej iść w zaparte, nie zastanawiać się nad własnymi czynami, nad własnym losem. Tylko to do niczego nie prowadzi. Jeśli krzywdziliśmy ludzi, to przy takim podejściu nadal będziemy to robić. Pędząc wciąż przed siebie wiele rzeczy nas omija, sami nie dajemy sobie szansy na zmianę, na ulepszenie własnego życia. Czy nie o to powinno chodzić?
Nie mam tutaj na myśli jakiegoś konkretnego ulepszenia, jakiejś konkretnej zmiany. Każdy potrzebuje czegoś innego. Jeden nowej pracy, ktoś inny zmiany kuchni, bo obecna szkodzi mu na żołądek, jeszcze ktoś inny zmiany w garderobie, a jeszcze ktoś inny drugiego człowieka obok. W tym momencie to nie ma znaczenia. Najważniejsze, to w sobie odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Chyba kolejny raz popłynąłem z dygresją, zadałem kolejne pytania, a nie taki był mój zamiar jak zaczynałem pisać ten tekst.
Zatem, jaka jest moja odpowiedź na tak postawiony problem? Ano różna :-D
Oczywiście, każdy z tych dni ma swój wspólny mianownik.
Wspólnym mianownikiem są dzieci. Dzieci chore, dzieci cierpiące na nowotwór, które gdybym mógł, zabrałbym ze sobą, pokazał im ciekawą, jaśniejszą stronę świata. One już wycierpiały się aż nadto w swoim życiu. Teraz czas na wesoły, pełen uśmiechu zwrot w życiu. Na pewno zabrałbym ze sobą psa. Dałem mu słowo, że do końca jego życia będę się nim opiekował, więc nie ma innej możliwości. Kogo jeszcze bym zabrał?
Mógłbym powiedzieć, że moich najbliższych, Rodzinę, Przyjaciół. Mógłbym powiedzieć, że kolegów z pracy, studiów. Pytanie, czy rzeczywiście bym tak zrobił. Myślę, że gdybym mógł, to zabrałbym ze sobą jedną konkretną osobę. Kiedyś od tej osoby rozpocząłbym swoją wyliczankę i tak naprawdę jeszcze pies znalazłby się na liście.
Dzisiaj? Dzisiaj mam problem ze znalezieniem kogoś takiego. Owszem. Jest spora grupa osób będących niesamowicie bliskich mojemu sercu, którym oddałbym swoje ostatnie ubrania, nawet nie zastanawiając się. Tym niemniej, mam dziwne przeczucie, że nie taka była intencja scenarzysty i autora pytania, autora sceny, postaci zadającej to pytanie.
Wiem, że to zabrzmi brutalnie, ale poza chorymi dziećmi, psiakiem nie ocaliłbym nikogo ani niczego z tego świata. Czasami zastanawiam się, czy jestem dziwny, czy jestem niesprawiedliwy, czy może okrutny. Zanadto okrutny. Nie wiem…
Na pewno za jakiś czas zostanę oceniony. Nie zmienia to faktu, że czekam aż w środku mnie dopełni się coś, co się dzieje już od dłuższego czasu i wrócę na dawne tory. Aż wrócę do momentu, w którym znów nie będę miał najmniejszych wątpliwości.
A kogo Ty byś zabrał ze sobą drogi Czytelniku? Jestem bardzo ciekaw J
Udanego dnia!
J.
Dodaj komentarz