Archiwum czerwiec 2020


cze 14 2020 Czym jest geniusz?
Komentarze (0)

Droga Czytelniczko Teofilu,

Na samym początku pozwolę sobie zamieścić pewne wyjaśnienie. Właściwie, chciałbym też przeprosić. Tak, do Ciebie mówię droga Czytelniczko. Poprzednie wpisy zaczynałem od zwrotu do Czytelnika. Miałem tu na myśli czytelnika jako takiego, myślałem bezosobowo, ale świat nie jest bezosobowy. W swoim szowinizmie trochę się zapędziłem, dlatego też najbliższe wpisy, dla wyrównania będą się zaczynały od zwrotu Droga Czytelniczko. W to miejsce zapewne również trafiają kobiety, stąd swego rodzaju zadośćuczynienie wobec świata należy poczynić. Przy czym, po upływie tego czasu zadośćuczynienia, będę już do końca istnienia tego kurwidołka bloga używał formy Czytelniku, ale tak samo serdecznie witam Cię bez względu na to kim jesteś J

Tyle tytułem wstępu.

W momencie, kiedy wrzucam ten wpis, od kilku tygodni dostępny na YouTube jest drugi z filmów braci Sekielskich. Mam wrażenie, że powinienem się do tego odnieść, tym niemniej, z sieci nic nie znika. Okazja jeszcze się nadarzy. Najpierw dokończę to co zacząłem. Chociaż to dokończę, bo miewam z tym aspektem życia problemy. Nieważne…

Dzisiaj chciałbym odnieść się do książki, która uświadomiła mi coś, co nie jest mi dane wprost, o ile jest. Równocześnie, po przeczytaniu tej książki przypomniały mi się słowa osób, które
w pewnym stopniu kształtowały mnie w dotychczasowej drodze. Jak sam tytuł wpisu mówi, dzisiaj chciałbym poruszyć temat geniuszu.

Poprzednim razem pisałem o Marii Skłodowskiej – Curie, która była geniuszem. Jeśli ktoś dokonuje takich odkryć jak Ona, nie może być inaczej. To oczywiste. Ale nie do tej postaci dzisiaj się odnoszę. Tym razem to nie MS-C jest motywem przewodnim. Dzisiaj chciałbym odnieść się do (moim zdaniem) najpotężniejszego umysłu naszych czasów. Nie dlatego, że ta postać podobnie jak ja jest fizykiem. Znaczy w pewnym sensie tak jest, ale to nie jest moją główną motywacją, taką wprost.

Dzisiaj chciałbym poruszyć temat geniuszu w oparciu o dzieło Stephena Hawkinga „Krótkie odpowiedzi na wielkie pytania”. W następnym tekście również do tej książki się odniosę, ale nie w tak ogólnym stopniu jak teraz. Następnym razem spróbuję kontynuować dywagacje prowadzone przez Autora w jednym z rozdziałów. To ciekawe zważywszy na fakt poglądów i postaw samego Hawkinga, nie jako naukowca, a jako człowieka.

Geniusz, zatem kim on jest?

W szkole średniej, pani od matematyki głosiła hasło, które sobie wziąłem mocno do serca. Podobnie jak motto szkoły, której miałem przyjemność być uczniem. Wg pani X (niech na potrzeby tego wpisu ta osoba ma tak na imię) „Geniusz to 5% talentu i 95% pracy”. W pewnym momencie swojego życia bardzo chciałem zostać takim człowiekiem. Kimś genialnym. Z czasem, będąc na fizyce zrozumiałem, że ludzie, którym z ogromną łatwością przychodziły jakieś sukcesy, trudne zaliczenia, tak ot rozwiązywały różnego rodzaju problemy z dziedziny matematyki, czy fizyki nie są genialni. Oni są mądrzy, inteligentni, ale nie są genialni. To przychodziło im łatwo i kompletnie tego nie doceniali. Zrozumiałem, że osoby, które tyrały godzinami, poświęcały wolny czas na doskonalenie się i czynili widoczne, czasami wręcz kolosalne postępy są prawdziwymi geniuszami, bądź mają zadatki na zostanie kimś takim. Pozostali byli zwykłymi leniuchami, bądź farciarzami.

Tak na dobrą sprawę, zdałem sobie sprawę, że mam zadatki na geniusza, bo musiałem ciężko
i długo pracować, żeby coś mieć, żeby coś zrozumieć. Czyli wg tej definicji spełniałem wszystkie warunki na to, żeby zostać geniuszem. Moje ego zostało połechtane w najlepszy możliwy sposób.

Następnie przyszła praca w Instytucie. Gdy zostałem tam zatrudniony, miałem łatkę „złotego dziecka Uniwersytetu”, kogoś, kto jest geniuszem. Strasznie długo walczyłem z tą łatką. Czy skutecznie, tego nie wiem. Z czasem przestałem zwracać na to uwagę.

Drugą definicją geniuszu była ta, przedstawiona mi w chyba najgorszym dniu mojego życia przez pewnego, przesympatycznego starszego Profesora. Osobę bardzo kulturalną, pracowitą, ale w tym wszystkim niesamowicie zwyczajną. Kogoś, kto nigdy nie dał mi odczuć, że jestem gorszy, że jestem mniej wart i mój mały dorobek jest pomijalny i nic niewart. Pamiętam, że Profesor powiedział, że prawdziwy geniusz potrafi o trudnych rzeczach opowiadać w taki sposób, że osoba, która nie ma najmniejszego pojęcia o czym mowa, będzie w stanie zrozumieć ideę, cel oraz sposób wykonania pracy z punktu widzenia szczegółów.

Jako, że Profesor jest osobą poczciwą, ale też gawędziarzem i kolokwialnie mówiąc z lekka pierdołą, raczej rozbawiło mnie to. Można powiedzieć, że kompletnie to zbagatelizowałem. Po kilku miesiącach, trafiłem na książkę Hawkinga, w której opisywał poruszane przez siebie tematy z punktu widzenia mechaniki kwantowej. Te tematy często były kompletnie nie związane (na pozór) z jakąkolwiek fizyką, a co dopiero z tak abstrakcyjnym zagadnieniem jak mechanika kwantowa. Niejednokrotnie mój umysł eksplodował, ale po skończeniu lektury przypomniałem sobie słowa Profesora i wracałem często do różnych fragmentów i mnie olśniło.

Geniusz Hawkinga nie polegał na tym, że potrafił tak wiele w zgłębianej przez siebie dziedzinie, że maczał palce w odkryciu tzw. Bozonu Higgsa. Oczywiście, to też, ale to paradoksalnie fakt pomniejszy, nie mający aż takiego znaczenia.

Nie wiem, czy wiesz jak wygląda opis rzeczywistości z punktu widzenia mechaniki kwantowej. Matematyka opisująca to wszystko jest siermiężna, trudna i żeby płynnie opisywać świat w ten sposób, należy znać całą masę przejść i myków matematycznych. To piekielnie żmudne
i trudne.

A Hawking? Hawking potrafił w wielkim skrócie, bez wykorzystania chociażby jednego równania opisać to, co naukowcy opisują całymi tomami.

Myślałem nad tym wszystkim kilka dobrych dni, po czym doszedłem do wniosku, że status geniusza jest dla mnie kompletnie nieosiągalny. Zrozumiałem, że porywam się z motyką na słońce, a jedyne do czego mogę dążyć, to zostać mądrym człowiekiem. Chociaż teraz, z perspektywy czasu, stwierdzam, że w moim przypadku i to drugie jest zadaniem co najmniej karkołomnym. Tym niemniej, skoro całe życie lubiłem trudne wyzwania, to i tę rękawicę podniosę.

Nie mogę niczego stracić, a co najwyżej zyskać.

W najbliższym czasie odniosę się jeszcze do jednego z rozdziałów, następnie rozpocznę coś nowego, co od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie J

Do zobaczenia,

J.