Komentarze (0)
Pomyślałem, że dzisiaj zamiast przemyśleń, czegoś trochę bardziej sentymentalnego, pokuszę się o coś, co jest faktem. Ciekawostkę, o której pewnie wiesz, wszak to nie jest ani odkrycie Ameryki z mojej strony, ani jakiekolwiek inne przełomowe odkrycie. Coś pokroju odkrycia bozonu Higgsa.
Wspomniany fakt, który postanowiłem dzisiaj opisać, pochodzi z pogranicza sztuki, chemii oraz fizyki. Dokładniej, dziedziną, którą dzisiaj poruszam jest fotografia. Moim zdaniem, to jedna z większych trudności w całej dziedzinie, sztuki, gdyż aby zrobić dobre zdjęcie, nie wystarczy mieć świetny aparat, znać wszystkie jego funkcje, filtry, czy czegokolwiek innego taki sprzęt nie zawiera. W sztuce fotografii, pomimo tak ogromnego postępu technologicznego, jedna rzecz, która jest kluczowa nie uległa zmianie od XIX – wieku.
Co mam na myśli? Ano, to bardzo proste. Fotografia polega na zabawie światłem, odpowiednim ustawianiu przesłon, doprowadzaniu odpowiedniej ilości światła do światłoczułej soczewki. To trochę tak jak z naszym wzrokiem. Jeśli patrzymy prosto w słońce, to ilość światła, która dochodzi do przesłony w naszym oku oślepia nas, nie możemy złapać ostrości widzenia. Podobnie jest w przypadku patrzenia w ciemności. Oczywiście, lepiej, jeśli jest zbyt ciemno, niż zbyt jasno, gdyż po około 30 – sekundach nasz wzrok się dostosowuje
i widzimy całkiem ostro. Ostro, ale nadal, jakość obrazu nie jest zadowalająca.
Stwierdziłem, że o fotografii pomówię na przykładzie mojego ulubionego zdjęcia. Wprawdzie ta fotografia jest niesamowicie leciwa, tym niemniej widzę w nim tak dużo uroku z dawnych lat. Jest dla mnie nietuzinkowe w każdym swoim centymetrze kwadratowym. Począwszy od lewego górnego rogu, skończywszy na prawym dolnym skrawku zdjęcia.
Jest niewyraźne, ale co z tego? Czy jeśli zagłębimy się w nasze życie, każdy fragment, który doskonale pamiętamy, zarówno chwile dobre, jak i mniej przyjemne, to czy wszystko jest tak doskonałe w swojej istocie? Czy wszystko jest tak bardzo wyraźne, że nie znajdziemy nawet fragmentu, którego nie poddamy pod wątpliwość? Być może. Natomiast, niestety ja tak nie mam. Nie posiadam władzy czytania w myślach, wcielania się w czyjąś głowę, więc mogę jedynie wypowiadać się za siebie.
Przedmiot o którym piszę znajduje się poniżej J
https://www.flickr.com/photos/emanistan/4298578797
Na pierwszy rzut oka, zwykła fotografia monochromatyczna, ale tak naprawdę, jeśli przyjrzymy się odrobinę głębiej, zobaczymy człowieka. Ot, XIX – wiek, człowiek jakich wielu w tamtych czasach. Na głowie cylinder, na plecach surdut, czy zwykły garnitur. Ale to nie jest zwykły człowiek. To pierwszy sfotografowany człowiek w historii fotografii. Tak, tak drogi czytelniku. Mamy rok (no właśnie, tutaj są podzielone zdania, bo niektórzy mówią
o latach 30’, inni o latach 40’, a jeszcze inni latach 20’ XIX – wieku. Jako, że w zdecydowanej większości źródeł mowa była o 1827 – roku, to i ja będę się tej daty trzymał. Nie mam pewności, więc, nie będę bił piany.
Jeśli wiesz o tym, że jestem w błędzie, daj mi znać, nie chcę, żeby tutaj znalazły się jakieś kłamliwe informacje. Nie lubię tego, więc jeśli mogę, staram się nie przykładać do tego ręki. Tymczasem, wracając do samej fotografii…
Samo zdjęcie ukazuje paryski Boulevard du temple i zostało wykonane z okna jednej
z przylegających doń kamienic. Tak naprawdę, próby wykonania zdjęcia tą techniką trwały od dobrych kilku lat, bo od początku lat 20’. Pracowali nad nią Louis Daugerre i Joseph Niépce. Właściwie w odwrotnej kolejności, bo tak naprawdę technikę, którą za chwilę opiszę, opracował i poświęcił jej całe lata był Niépce. Jednak to Daugerre opublikował tę fotografię
i to Jego nazwisku przypisano nazwę tej techniki. Jednak historia zapamiętała również Niépce’a. Niestety, nie w takim stopniu na jaki sobie zasłużył, ale z drugiej strony lepiej chociaż w ten sposób, niż tak, jak często bywało z malarzami, którzy z czasem tracili swoją kreatywność i wizję, a obrazy wykonywali ich czeladnicy, pod którymi mistrzowie się podpisywali. Swoją drogą, kiedyś trochę
o tym czytałem i może za jakiś czas i tego typu historie przedstawię J
Na czym polega dagerotypia (ang. Daugerrotype)? W finalnej wersji, na posrebrzoną
i wypolerowaną miedzianą płytkę, nakładano bardzo cienką warstwę jodku srebra. Taką płytę, ustawiano w ciemnym pomieszczeniu, którego okna zasłonięto czarną płachtą, w której wycinano mały otwór, którym dostawało się do pomieszczenia słońce. Po zakończonym procesie naświetlania, płytę polewano rozpuszczalnikiem.
W ten sposób, ukazywał się odbity obraz. Minusem był brak możliwości wykonywania odbitek, ale do tego wrócę pod koniec.
W niewielkiej odległości od źródła światła stawiano płytę, którą naświetlano przez około 40 – minut (jeśli dzień był relatywnie słoneczny, z małą ilością chmur). No właśnie, tutaj dochodzimy do sedna całej trudności i tego, z jak bardzo słonecznym dniem mieliśmy do czynienia.
Sam proces fotografii rozpoczął się około godziny 18, więc słońce chyliło się już ku zachodowi. Jeśli przyjrzeć się zdjęciu, to przebarwienia, najbardziej niewyraźne fragmenty związane z rozmazaniem, wynikają z wędrówki słońca po nieboskłonie. Mimo wszystko, uzyskane zdjęcie jest bardzo wyraźne.
Dagerotypia była wykorzystywana na skalę globalną przez około 10 lat, bo od lat 40’, do lat 50’ – XIX wieku. Z jednej strony krótko, bo 10 lat w skali całych epok jest niczym. Z drugiej naprawdę długo (patrząc z perspektywy dzisiejszego postępu technologicznego). Tak naprawdę, to ile czasu wykorzystywano tę technikę, jak długo była popularna, nie ma najmniejszego znaczenia. Sam fakt opracowania tej techniki, jest tutaj kluczowy. Dzięki temu, z czasem ewoluowała dziedzina fotografii, wypierając portretowanie malarskie. A z czasem fotografowanie stało się tak popularne jak dzisiaj, gdzie każdy wykonuje każdego dnia kilka, kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt zdjęć. O zawodowych fotografach nie wspominając, bo nie o to chodzi.
Mam nadzieję, że ta historia zainteresowała Cię. Na pewno w najbliższym czasie jeszcze kilka pojawi się na stronie J
Do zobaczenia!